Zdeptani, zziajani, ale szczęśliwi – Dzień Dziecka i Sportu

        Jeśli się czegoś czepić, to tylko chyba upału, poza tym było komfortowo. Corocznie sprawdzają się nasi wuefiści, przygotowując programik napięty, raczej z tych heavy niż z lightu. Przebiec z piłką lekarską w sztafecie do lekkich nie należy, przeciągnąć linę grubaśną z ogonkiem dwudziestoosobowej załogi też niełatwo, a już wygrać z ekstraklasą nauczycielską pod auspicjami dwóch księży to chyba cud… Ale widać cuda się też zdarzają, bo młodzi gniewni wygrali, i to w karniakach! Tradycyjny mecz nauczyciele kontra uczniacy zwieńczył gorącą imprezę i, jak w scenariuszu widniało, był naprawdę pokazowy – zacięty, z szacunem, wyrównany i z klasą! Dziadki dają radę, aż miło przyznać, że SKS (ta znana, podstępna i straszna choroba) jeszcze w krzyże nie weszła. No, może jednej z naszych gwiazd szkolnych, ale ten Musiał autentycznie ścian się podpierać… No, ale tylko mecz i mecz, a były jeszcze zawody rowerowe, biegi po kopercie, turnieje międzyklasowe, hula hopy i wunderwaffe z IIIA – Filippo! Oj, jak dziewczęta wzdychały, że się tak na raczka przypiekł… gdzieniegdzie… A propos przypiekania, dla wszystkich przywędzono tradycyjne kiełbaski!