Egzotyczny sekstet, huczne wesele i ostatnie zaślubiny, czyli otrzęsiny klas pierwszych!
Szczególne miejsce w każdym z ludzkich języków przysługuje przymiotnikowi „ostatni”. A to ostatni Mohikanin, ostatni skaut, ostatni cesarz, ostatni sprawiedliwy, i oczywiście nasz, swojski, ostatni zajazd i ostatni co tak poloneza wodził! A kiedy używamy tej nostalgicznej deski ratunkowej? A właśnie w momencie zagrożenia… I kiedy sam mości Dyrektor, za łokieć ująwszy, krzyknął kronikarzowi do ucha: „Kręć, bo to ostatni taki występ!”. To kronikarz kręcił. A było co. Takiego Jeziora Łabędziego sam Czajkowski nie wyśnił! Sześć dorodnych łabędzi w fenomenalnych układach zaprosiło ostatni rocznik do gimnazjalnych podbojów. To nie był zwykły balet, zjawiskowy sekstet może z powodzeniem zacząć objazdy po stolicach Europy!
Ale po kolei! Świętowaliśmy otrzęsiny klas pierwszych. Tradycyjnie na wesołych, podkręconych obrotach. W tym roku jednak trzeciaki pod batutą najlepszego w szkole harmonisty imć Pawła Jodłowskiego i najlepszej historyczki waćpanny Ewy Makolus przygotowały fetę, której ciężko będzie dorównać na przyszłość. Zabawy dwie godziny, konkursy, piosenki, a nawet zaślubiny z gimnazjalną tradycją. Bo i księdza, prawie prawdziwego mieliśmy, i pana młodego, i pannę młodą, i akt małżeński, i przysięgi przed zgromadzonymi tłumnie świadkami też były! Kosmiczna zabawa, śmiechu po pachy, i jeszcze to jezioro… na weselu… Jak weselnicy mówili: „Taka zabawa, że masakra!”. Szkoda, że ponoć ostatnia… Ale jak to mówią: „Jak się bawię, to się bawię, jak spowiadam, to spowiadam”. Wyspowiadali się więc z nawiązką wychowawcy klas pierwszych – pani Beatka Story i pan Tomek Weber, wyspowiadały się obie klasy, i jeszcze wytańczyli się wszyscy, jak na weselicho huczne przystało. Klasowe zawody z drobną przewagą wygrała klasa IA, jednak wszyscy będziemy mieli co wspominać!