Razem raźniej...

W poniedziałek 30 września z samego rana klasy piąte wyruszyły na wyjazd integracyjny do Janowa Lubelskiego do……. Pierwszą atrakcją okazała się sama podróż.  Uczniom natychmiast po zajęciu miejsc, udzielił się  wycieczkowy nastrój. Śpiewom i wybuchom śmiechu nie było końca. Cały czas jednak wszystkim towarzyszyła ciekawość, co ich czeka na miejscu. Ciekawość dodatkowo podsycało tajemnicze pudło, które zajmowało jedno z  siedzeń na przodzie autobusu. Jednak o tym, co kryje tajemniczy pakunek, piątoklasiści mieli dowiedzieć się nico później.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, przywitali nas sympatyczni instruktorzy: pani Dominika i pan Kuba. To oni podzielili uczniów na grupy, w których mieli wykonywać przeróżne zadania sportowe podczas „szalonej olimpiady”. A konkurencji było sporo, na przykład: były narty, które napędzane siłą mięśni pięciu osób miały zanieść  sportowców do wyznaczonego miejsca – tu należało działać zespołowo i…przede wszystkim ustalić, która to prawa, a która lewa noga…potem było już z górki; kolejna konkurencja to osobliwe spodnie, w których trzeba było przemierzyć pewien wyznaczony odcinek trasy – nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że pięć par takich spodni było ze sobą połączonych…i znowu zgranie i praca w zespole decydowała o powodzeniu w wykonaniu tego zadania; dalej czekała na małych olimpijczyków konkurencja, nazywana „wyścigiem rydwanów”, w której trzeb było przebiec pewną odległość, niosąc w specjalnej płachcie jednego z uczestników – tu trzeba było wykazać się sprytem, pomysłowością i… czasem nadludzką siłą, aby z płachty w tym szalonym pędzie nie wypaść; była również konkurencja o nazwie „wyścig chomików”, gdzie młodzi ludzie mogli „wejść w skórę” chomika i pokonać pewien odcinek trasy w swoistym „kołowrotku”. Wszystkim konkurencjom towarzyszył śmiech, radość, ale także element zdrowej rywalizacji. I co najważniejsze – dobrych humorów nie był w stanie popsuć nawet pojawiający się chwilami deszcz,który był bardzo szybko  przeganiany przez różne plemienne tańce i śpiewy.

Po jednej z takich „deszczowych” przerw odbyła się zabawa nazwana „Ślimakiem”. Tym razem uczniowie  w grupach  musieli zmierzyć się z podwójnym wyzwaniem – trzeba się było bowiem wykazać zarówno sprawnością fizyczną, jak i intelektualną. Kapitan danej  drużyny rzucał kostką i przesuwał się na odpowiednie miejsce na planszy, następnie drużyna musiała, na nieopodal położonej łące, odnaleźć kartkę z właściwym numerem, na której znajdowało się pytanie z dziedziny przyrody, grupa naradzała się i udzielała odpowiedzi. Zwyciężyła drużyna, która najszybciej przebrnęła przez całą planszę. Zabawa była przednia i wszyscy wykazali się zaangażowaniem, choć niektórzy musieli  w jej  trakcie nabierać sił, używając wysokiej trawy jako… elementu maskującego.

Po tych sportowo – intelektualnych zmaganiach przyszedł czas na prawdziwą zabawę – „Dmuchańce”. Tutaj deszcz już nie był nam straszny, gdyż  dmuchane atrakcje znajdowały się w budynku. Były tam dwa tory, w których zawodnicy przypięci byli specjalną elastyczną liną do ściany toru i za pomocą mięśni musieli tę linę jak najbardziej rozciągnąć i jak najdalej dobiec ze specjalnym woreczkiem, który należało umocować na powierzchni nadmuchanego murku – to był niesamowity widok, zwłaszcza moment kiedy naprężona lina uniemożliwiała dalszy bieg i  przyciągała do punktu wyjścia…ten powrót jakoś zawsze trwał krócej  ;) Inną atrakcją był ring, gdzie każdy mógł skrzyżować rękawice z przeciwnikiem…odbywało się to bardzo profesjonalnie…oprócz zawodników natychmiast pojawili się trenerzy i sędziowie….tylko gongu brakowało.  Były też  piłkarzyki,  gdzie „przyszłość naszej kadry narodowej” rozgrywała zacięte mecze….zdecydowanie bardziej widowiskowe niż te na Narodowym .

Następnym punktem programu było ognisko z pieczeniem kiełbasek….pianek, piecaków. Każdy zadbał o właściwy stopień upieczenia swojej porcji kiełbaski (dominowały te doooobrze upieczone) i zdecydowanie ze smakiem wszystko zostało zjedzone. Że  - ze smakiem - wiadomo stąd, że na krótką chwilę zapanowała cisza….za to uszy się trzęsły ;)

I w końcu nadszedł moment na  sprawdzenie zawartości pudła….ku zaskoczeniu niektórych nie wyskoczył z niego kot, ale prawdziwa zawartość również bardzo się spodobała. Przed wręczeniem chłopcom słodkich upominków z okazji Dnia Chłopaka, dziewczynki odśpiewały im gromkie „Sto lat”, a następnie nastąpiła konsumpcja słodkości. Dziewczynki również nie zostały pominięte, co przyjęły z dużym uśmiechem.  Po chwili pląsów przy muzyce rozmaitej, podjechał autobus, który odwiózł nas do szkoły. Droga powrotna minęła szybko wśród śpiewów, żartów i rozmów pełnych wrażeń….

To był szalony, ale bardzo miło spędzony dzień….  ;)