TORUŃSKIE PIERNIKI, GDAŃSKIE LWY, DAR POMORZA, SOPOCKIE MOLO… I MY

Dzień 1…Toruńskie pierniki, Kopernik…..

Środa 11 maja była długo wyczekiwanym dniem. Bladym świtem bojanowska brać wyruszyła na wycieczkę do Torunia-Gdańska-Gdyni-Sopotu. Sprawnie zapakowaliśmy się do autobusu i wystartowaliśmy. Pierwszym celem naszej wyprawy był Toruń. Droga minęła szybko, sprawnie i przed południem dotarliśmy do miasta kojarzonego z wielkim Polakiem – Mikołajem Kopernikiem. Tuż nad Wisłą spotkaliśmy się z panią przewodnik i rozpoczęliśmy zwiedzanie Starego Miasta. Od razu naszą uwagę zwróciła piękna gotycka zabudowa, różnobarwne kamieniczki i uliczki pełne kwiatów, ogródków kawiarnianych i wszechogarniającego gwaru. Słuchaliśmy opowieści z dawnych dziejów, legend i ciekawostek. Na frontach budynków szukaliśmy wizerunków aniołów i….kotów – wszak Toruń to polskie miasto aniołów, a i koty zapisały się w historii tego miasta bardzo pozytywnie, stąd wiele baszt ma nazwy z kotami związane. Nie sposób tu również nie wspomnieć o piernikach – być w stolicy piernika i nie skosztować tego przysmaku – byłoby wielkim nietaktem i stratą dla smakoszy. Zatem tradycji stało się zadość i stadnie ruszyliśmy na zakupy. Od różnorodności słodkich wypieków aż kręciło się w głowach, ale koniec końców każdy wybrał i zakupił pierniki. Po Starówce przyszedł czas na intelektualne zmagania w Centrum Nowoczesności Młynie Wiedzy. Kilka kondygnacji, gdzie można było próbować, eksperymentować, sprawdzać i….generalnie świetnie się bawić. Po tak intensywnych dwóch godzinach wszyscy usadowili się w autokarze, aby udać się na zasłużony odpoczynek. Późnym wieczorem dotarliśmy do pensjonatu w Jastrzębiej Górze, gdzie po obiadokolacji i prysznicu nadszedł czas na sen…,który jednak tak szybko nie zmorzył rozentuzjazmowanych podróżników. Kiedy jednak zmęczenie wzięło górę, wszyscy zasypiali myśląc, co przyniesie kolejny dzień…..

 

 

Dzień 2… Gdańskie Lwy, Bazylika Mariacka, Westerplatte…

Poprzedni dzień mocno dał się wycieczkowiczom we znaki i konieczna była głośna, solidna pobudka. Kiedy udało się już wyrwać wszystkich z pieleszy, sprawnie spakowaliśmy potrzebne rzeczy i po śniadaniu wyruszyliśmy do Gdańska. Nastroje trochę psuły ciężkie chmury i deszcz, które towarzyszyły nam przez całą drogę. Jednak ten dzień po prostu musiał być udany – z udziałem pomocy ludzkiej i boskiej udało się przepędzić deszcz i, kiedy dotarliśmy do Katedry Oliwskiej, słońce wyszło zza chmur i towarzyszyło nam przez cały dzień. Po wysłuchaniu wspaniałego koncertu organowego oraz wielu ciekawych historii o cystersach i dziejach kościoła, pojechaliśmy na Stare Miasto. Tam zwiedziliśmy Bazylikę Mariacką, pospacerowaliśmy po urokliwych uliczkach, których wygląd przeniósł nas do czasów średniowiecznych, dotarliśmy do Złotej Bramy, Zbrojowni, Katowni. Znalazł się również czas na zrobienie zdjęć i kupienie pamiątek. Bardzo intersującym doświadczeniem było przejście przez zwodzoną kładkę, która następnie na naszych oczach zmieniła swoją pozycję, aby umożliwić przepłynięcie statków. Mieliśmy również okazję podziwiać najbardziej rozpoznawalne symbole miasta: Bramę Żurawia, pomnik Neptuna, Fontannę Czterech Kwartałów. Poznaliśmy niesamowitą historię Poczty Polskiej i jej bohaterskich pracowników. Uwieńczeniem spaceru po Starówce było wyjście na wieżę Kościoła Mariackiego i obejrzenie panoramy Gdańska. Ci bardziej spostrzegawczy wypatrzyli Stadion Arena Gdańsk, który błyszczał w słońcu niczym bursztyn. O godzinie 16 wypłynęliśmy Galeonem „Lew” w kierunku Westerplatte. Kiedy tam dotarliśmy, wysłuchaliśmy opowieści o obrońcach półwyspu i początkach II Wojny Światowej. Uwieczniliśmy tę wizytę pamiątkowym zdjęciem na tle Pomnika Obrońców Wybrzeża i udaliśmy się do naszego pensjonatu na kolację, po której zaplanowana była wyjątkowa atrakcja – zachód słońca na plaży w Jastrzębiej Górze. Morze ukazało nam się w pełnej krasie. Grzywy fal mieniły się wieloma kolorami zachodzącego słońca, a towarzyszyły temu okrzyki radości i wrzawa naszych poszukiwaczy muszelek i bursztynów. Wszyscy ulegli urokowi miejsca i chwili i trudno było opuszczać cudną plażę. Niektórzy postanowili przekonać się czy woda w Bałtyku jest rzeczywiście mokra i słona i skończyło się to koniecznością suszenia części garderoby i butów. To był dzień pełen wrażeń. Ciekawe czym zaskoczy nas Gdynia i Sopot…?

 

Dzień 3…Akwarium, Dar Pomorza i sopockie molo….
Ostatni dzień wycieczki rozpoczął się wcześnie, bo trzeba było spakować dobytek, ogarnąć przestrzeń, żeby zostawić po sobie względny porządek i dobre wrażenie. Zaraz po śniadaniu zapakowaliśmy się do autokaru i udaliśmy się do Gdyni, gdzie dowiedzieliśmy się, że mamy z tym miejscem coś wspólnego, bo….jednym z założycieli Gdyni był ten sam człowiek, który miał wkład w powstanie Stalowej Woli, a był nim oczywiście Eugeniusz Kwiatkowski. Kiedy dotarliśmy na miejsce najpierw nasze kroki skierowaliśmy do akwarium. Mogliśmy tam podziwiać niesamowite okazy zwierząt morskich, ryb wszelakich i gadów. Zobaczyliśmy również jakie spustoszenia czynią śmieci trafiające do mórz i oceanów. Była to świetna lekcja ekologii. Następnie udaliśmy się na Dar Pomorza – wspaniały statek muzeum. Mogliśmy posłuchać historii o tym, gdzie bywał, rozsławiając nasze barwy narodowe. Oglądaliśmy wnętrze statku, pomieszczenia dla załogi, maszynownie i wiele różnych zakamarków, które pełniły czasem zaskakujące funkcje. Było to bardzo ciekawe i pouczające doświadczenie. Wyjeżdżając z Gdyni mieliśmy okazję dowiedzieć się, gdzie w tym mieście bywają i mieszkają „celebryci” z pierwszych stron gazet. Słuchając ciekawostek związanych z życiem kulturalnym tego miasta, niepostrzeżenie dotarliśmy do kolejnej perełki naszego wybrzeża – Sopotu. Tutaj mogliśmy pospacerować po najdłuższym drewnianym molo w Europie. Pogoda nam sprzyjała, bo mimo pojawiających się na niebie chmurek, nie spadła ani kropla deszczu. A wiatr tylko sprzyjał wdychaniu jodu, którego u nas na Podkarpaciu próżno szukać. Po zejściu z mola postanowiliśmy jeszcze „wstąpić” na plażę, żeby pożegnać się z morzem, z nadzieję, że nie na długo, bo wszyscy byli pod urokiem Bałtyku. Następnym punktem programu był obiad, po którym wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Droga, choć długa, jednak upłynęła w miłej atmosferze. Był czas na śmiech, śpiew, wymianę wrażeń i….ładowanie telefonów, które były również mocno eksploatowane. Do Bojanowa dotarliśmy późną nocą, ale jakoś nikt nie zdradzał oznak zniecierpliwienia – co można odczytać tylko w jeden sposób – lubimy z sobą przebywać 
Podczas całej wycieczki towarzyszyło nam sporo osób, które dbały o nasze bezpieczeństwo i dobre samopoczucie. Bardzo dziękujemy naszym wspaniałym kierowcom – panu Darkowi i panu Józefowi, naszej opiekunce i pilotce pani Paulinie, pani Reginie, która przyjęła nas pod swój dach i ugościła oraz przewodniczkom, które oprowadzały nas po wszystkich odwiedzanych miejscach. Podziękowania należą się również nauczycielom, którzy sprawowali opiekę nad młodzieżą podczas wyjazdu: pani Ani Marut, pani Agnieszce Bajek, panu Pawłowi Jodłowskiemu.

 


Dziękuję i mam nadzieję do następnego wyjazdu….

Kierownik wycieczki Renata Piróg.