Dzień Rodziny i Zamorskie Frykasy

      Jeden, z genialniejszych chyba, aktorów polskiego kina – Zdzisław Maklakiewicz – opowiedział kiedyś na planie filmowym anegdotkę, w której bohaterem jest tata, mama, no i oczywiście dziecko. Czasy były dawniejsze, egzotyczne owoce naprawdę były egzotycznymi, a spracowany ojciec przyniósł kilka pomarańczek do domu. Żona powiedziała na wejściu: „Nie wiem jak ty, ale ja, swoją pomarańczkę, oddaję dziecku…”. Nie było wyjścia, tata też oddał. Sytuacja powtórzyła się kolejny raz i kolejny, i jeszcze jeden. I znowu nadarzyła się okazja, żeby nieco zamorskich frykasów zapachniało w domu. Tym razem jednak zmęczony ojciec zatrzymał się w bramie przed kamienicą i wszystkie pomarańczki zjadł sam…
        Oj, dużo robimy dla naszych milusińskich, dużo, same wyrzeczenia, poświęcenie bez granic, bez względu na czas, bez względu na zdrowie, zapominając o sobie samym – a babcia coraz starsza, a dziadek coraz bardziej przygarbiony, a tata, a mama… Niby gdzieś tam są, bo przecież ktoś tam gotuje, ktoś tam sprząta, remontuje, naprawia, a jak trzeba bajkę opowie na dobranoc, przytuli, pocieszy… I o tych zapomnianych nieco dziadkach, babciach, zmęczonych mamusiach i tatusiach nasze małe „Pomarańczki” przygotowały cały zestaw pocieszenia.
      Dzień Rodziny rozśpiewał się na całego w czwartkowe południe. Oczywiście były piosenki, wiersze, aranżacje znanych przebojów, i gitara elektryczna, i ukulele, i keyboard, i życzenia, i słodkości, i obowiązkowe „przytulasy”. Swe artystyczne zdolności zaprezentowały klasy pierwsze, drugie i trzecie, a wszystko pod okiem niezastąpionych pań wychowawczyń – bo przecież, kto by sobie bez nich poradził! A co istotne w tym uroczystym dniu, w końcu mogliśmy swobodnie odetchnąć i spotkać się razem w tak licznym, rodzinnym, wielopokoleniowym gronie…